wtorek, 29 kwietnia 2014

ray.

'Ja nie przytyję ani grama. Moje lęki działają jak aerobik'
Woody Allen


Leżę sobie. Słucham muzyki. Od kilku dni próbuję pokonać nieprzyjaciela pod postacią parszywego przeziębienia, lecz poniekąd bezowocnie. Przez to jestem jeszcze bardziej złośliwa i poirytowana niż zwykle - wygląda na to, że to możliwe. Robię mega prze cudacznie niesamowicie wypaśnie pyszniaśne mięso do obiadu. Szczypta soli, pieprzu ziołowego, ziół do drobiu i oczywiście oregano, na patelnie i w sosie własnym. Tak ciężko robić arkusze, kiedy głowa pęka, a w gardle druty kolczaste. Ale muszę się spiąć.
Ostatnimi czasy mam najście na francuskie kino. Cudne.
Doszłam do wniosku, że potrzebuję przeczytać jakąś książkę, tak niezobowiązująco, ot, dla przyjemności! Mam w domu Cobena i aż mnie do niego ciągnie. Ale niet. Na razie moimi przyjaciółmi są vademeca wszelkiej maści, ewentualnie notatki. Albo mam beznadziejny dzień, kiedy to do godziny 17 zrobiłam może trzy zadania z jednego (sic!) arkusza, przygotowałam część obiadu, którą zrobić miałam i obejrzałam kolejny francuski film, na którego przypadkiem natrafiłam w TV.
18 maja mam swój wielki powrót do pracy. Owszem, w niedzielę. Ale z dwojga złego lepsze to niż 17 tuż po maturze.
Arkusz krzyczy do mnie, albo na mnie. Mniejsza, idę się nim zaopiekować, bo leży biedny na komodzie i szlocha pod nosem.
Miłego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz