sobota, 8 marca 2014

the paper kites.

"Nigdy się nie dowiemy, do jakiego stopnia nasze życie uległoby zmianie, gdyby pewne usłyszane i niezrozumiane zdania zostały zrozumiane."


Jestem! Wreszcie, nareszcie, szczerze się do każdego maleńkiego kłaczka kurzu w pokoju, głaszczę pieczołowicie własną kołderkę, własne łóżeczko, mój najwspanialszy artystyczny nieład, gdzie tylko ja wiem, że kabel od telefonu jest na ziemi, tuż koło kabla do laptopa, w plątaninie innych kabli, a pilniczek leży pod wielką górę książek, obok innych książek. Mój dom, moje cudowne miejsce, mój wspaniały pokój, obklejony różnokolorowymi karteluszkami z nazwami biologicznymi, obsypany książkami, których nie składam "bo zaraz coś będę w nich szukać". Skąd ta nagła melancholia, skąd tęsknota nieopisana? Otóż, przez ostatnich cztery doby byłam zaszczytnym gościem szpitala. Niestety, moje spotkanie ze służbą zdrowia nie było w żadnym calu w celach rekreacyjnych czy bliżej poznawczych zawody w niej występujące. Niet i tak. Bo chcąc nie chcąc, leżąc tam, przez tyle godzin, nie mogąc wstać, wpatrując się tępo w sufit, albo tkwiąc po uszy w śmierdzącej poduszce, słyszy się, myśli i dedukuje. I wydedukowałam - nie chce być lekarzem. Nie, po prostu nie chce, a na pewno nie pracującym w szpitalu. Generalnie, myślałam, że pacjenci, kontakt z nimi, pomoc im, że nie będzie to na mnie jakoś bardzo negatywnie wpływać,wręcz przeciwnie. Pomimo bycia jednym z takich pacjentów zrozumiałam, że patrzenie na tych schorowanych ludzi, słuchanie ich głosu, myślenie o ich życiu, które przeminęło, albo którego mogli jeszcze doświadczyć, to jednak o krok za daleko dla mnie. Tym bardziej, że jestem do krwi idealistką. Dla mnie lekarz urasta do rangi superbohatera. Jakkolwiek śmiesznie by to brzmiało, po prostu, uważam, że jest to zawód-misja, poświęcasz się dla drugiego człowieka, dla pomocy mu w cierpieniu, praca w często morderczym tempie, na wielogodzinnych dyżurach - to wiele. Dla mnie zbyt wiele. Ja chciałabym mieć sielankową rodzinkę, której piekłabym ciasteczka, którą co niedziela zabierałabym do kina, na basen czy chociażby - na spacer. Moje życie misją być nie może, bo ja jednak tego nie chce. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że właśnie tego chce, że tylko tak potrafię, poświęcić się w 100%. Kolejny rok był rokiem chaosu, bo zaczęłam zwracać uwagę na ludzi, na ich wartość dla mnie, na ich wpływ, to mnie rozstroiło, bo niszczyło idealny obraz poświęcenia praktycznie obcym, w imię (?) celu nadrzędnego. I nauczyłam się. Dużo. Życie takie nie musi być, może być szczęśliwe, radosne, pełne uśmiechniętych, zwariowanych ludzi. Ja wiem, że przecież jest wiele osób studiujących medycynę, czy pracujących w zawodzie, którzy i tak mają życie towarzyskie. Tylko nie o to chodzi. Ciężko mi to wytłumaczyć. Będę owszem próbować, ale bardziej stawiam na stomatologię. No cóż, doszłam do pokrętnego wniosku, że z dwojga złego lepiej w tę stronę, wole grzebać ludziom w zębach. No nic, możliwe, że jeszcze pożałuję, ale nauczyłam się też jednego - nigdy nie żałować żadnej decyzji, chociażby była na wskroś denna, nie, w tym momencie była dla mnie decyzją odpowiednią, wtedy byłam szczęśliwa, a co dalej? Trzeba ponieść konsekwencje. Także, Moi Drodzy, wizyta w szpitalu, wielogodzinne przekładanie się z boku na boczek i rozprostowywanie obolałych krzyży, przegląd polskich seriali dziwnej maści, których zwykle specjalnie nie śledzę doprowadził mnie do konkluzji moich wielomiesięcznych przemyśleń. Kto by się spodziewał!
Dwa, dostałam ochrzan od przyjaciółki, bo zadzwoniłam do niej dopiero po trzech dniach, że w szpitalu jestem. Hehe, już zapowiedziała ostre starcia przy najbliższym spotkaniu. Kochana.
Trzy, z panem P też rozmawiałam, stwierdził, że jak mnie nie ma w pracy, jest jakoś tak dziwnie, on ma wiecznie zły humor, bo mnie nie widzi i hmmm, posunęłam się o krok dalej, tęskni? Brakuje mu mnie? Hm. Nie wiem, mam dystans, bo moje myśli - sami widzicie, nieraz niezbyt ciekawe - doprowadzą mnie znowu do paranoi, a tego naprawdę chciałabym uniknąć. No nic, zjem coś, może obejrzę i jak zachcę mi się - pójdę spać. Jutro trzeba wreszcie coś pożytecznego zrobić, bo sobie po prostu w łeb strzelę jak tak dalej pójdzie. Nic, będzie dobrze. Jest lepiej :)

6 komentarzy:

  1. Trzymam za Ciebie kciuki, strasznie strasznie mocno, bez względu na to, na co w końcu się zdecydujesz ;)
    Powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Królowo, tak by the way, motywujesz i wzmacniasz (swoimi słowami w każdej postaci;)) Na pewno dam znać jak już wszystko będzie klarowne :)

      Usuń
  2. Aaa! cóż za świetna piosenka :D
    Lekarz/stomatolog obydwa jak sadzę bardzo satysfakcjonujące zawody. Bez względu na to jaką decyzję się podejmie zawsze przychodzi taki dzień, w którym myślisz ,,o kurcze, a może jednak mogłam...", ale jak już powiedziałaś nie warto się nimi przejmować. Przeważnie mijają :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak w szczerości pełnej przed sobą i przed wszystkimi - walczę do końca, czy to będzie lekarski, czy lekarsko-dentystyczny - będę wniebowzięta i wezmę na klatę konsekwencję. I huhuhu, dwa miesiące, aż mi się nogi trzęsą z wrażenia;D

      Usuń
  3. To się porobiło! Ja kibicuję mądrej i przemyślanej decyzji, jedynej słusznej oczywiście :D Jeśli Cię to w jakiś sposób pocieszy, to też sie wahałam. Ba! Najpierw dostałam się na stomę, ale szybko poszłam po rozum do głowy, bo zaglądanie ludziom w paszczę nie było szczytem mej ambicji :P I nie żałuję :) A to, że piszesz, że cierpienie obcych, że emocje zabierane do domu, że ciężka praca, że nie dasz rady - to wszystko świadczy tylko i wyłącznie o Twojej dojrzałości oraz świadomości :) Ale uwierz - warto zaryzykować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to się mówi, nie ryzykujesz = nie żyjesz :D Nie no, na razie jestem na etapie "moja głowa chyba zamieniła się w jajko" , przynajmniej mam takie odczucie, bo cóż, pracując i ucząc się zawsze była jakaś dłuższa przerwa od nauki , a tu od kilku dni mam biol-chem non stop:) Ech, myślę, że wszystko okaże się tak naprawdę w praniu, a jak już się dostanę, to będę myśleć;) na ten moment to są w większości luźne przemyślenia, które sama prześwietlam i dzielę się nimi ze światem. A jak to będzie, dowiemy się całkiem niedługo...O.o

      Usuń