'Kiedy wejrzysz w otchłań, otchłań wejrzy również w głąb ciebie.'
I minął pierwszy tydzień wakacji. Tydzień dość dziwny, choć same wakacje rozpoczęły się o dziwo nieźle. Dzień po zakończeniu roku wybrałyśmy się z kumpelami na 18-nastkę M. Właściwie, sama solenizantka nie wiedziała, że pojawimy się, a nam dzięki temu udał się suprise! Na marginesie - później okazało się, że wcześniej nas widziała, jak się szykowaliśmy, bo poszła do sklepu. Także nie było wielkiej niespodzianki. Na urodzinach poznałam dwóch kolesi- znajomych D, K, i O. Konkretnie, jeden był ich znajomych, a drugi to jego kumpel. Impreza się udała, choć ja czułam się raczej kiepsko, przez co miałam nieodparte wrażenie, że wciąż robię z siebie idiotkę. Czy to możliwe? Zapewne tak. Tego dnia moje samopoczucie średnio dopisywało, więc pewność siebie zdecydowanie zeszła na drugi plan. W dodatku dziewczyny nic nie wspominały o dodatkowych gościach (czyt. kolesiach). Byłam trochę zdruzgotana, bo założyłam bardzo krótkie szorty, w stylu Włóczykij- Podróżnik , zaplotłam warkocz, założyłam dość obciachowe sandały sportowe, a na dodatek nie miałam na twarzy ani deka makijażu. Cóż, pokazałam się całemu światu w pełnej okazałości! W sumie, bywało gorzej. Zauroczył mnie B. Później okazało się, że obaj są od nas młodsi o rok. Szczerze, początkowo trochę mnie to raziło, ale uświadomiłam sobie, że co to do cholery za różnica? Najgorszy okazał się fakt, że B spodobał się D. D widziała już go kilkakrotnie na różnych koncertach. Kojarzyła go z widzenia, ale nie znała po imieniu i nareszcie przyszedł moment, kiedy go poznała -ba!!- umówili się na wspólny mecz w kosza! Czy czułam się zazdrosna? Przez krótką chwilę, a i owszem. Doszłam jednak do wniosku, że - nazywajcie to jak chcecie- D to moja przyjaciółka i nie zabiorę jej faceta, bo nic nie jest warte zniszczenia przyjaźni, jaka by ona nie była! No więc przestałam myśleć o B jako o potencjalnym przyszłym chłopaku, na czym się złapałam, nie poznając własnego umysłu, będącego zwykle logiczną papką i nie zniżającego się do poziomu głupich panienek, myślących dupą a nie głową. Cóż, każdy ma gorsze dni! Nie wiem jak to wyjdzie z tym naszym spotykaniem się w paczce podczas wakacji. Prawda jest taka, że każda z nas ma jakieś plany, bądź nawet zbytnio nie wie, co wymyślą rodzice. Ja na przykład jadę w przyszłym tygodniu z siostrą do Łodzi. Jestem dość podekscytowana, ale staram się nie myśleć o tym i nie wyobrażać sobie jak będzie, bo zwykle gdy to robię nic nie dochodzi do skutku. Tak jak ekscytowałam się wymianą do Niemiec. Naturalnie - przynajmniej jak na razie - nic z tego nie wyszło. Ponoć mamy jechać w połowie września dopiero. Szmat czasu, a mnie czeka klasa maturalna. Panie uchroń!
Dziś spotkałam się ze starą znajomą, Gumisiem. W sumie, kiedy tak w ciągu dnia myślałam o tym spotkaniu, uzmysłowiłam sobie, że znamy się praktycznie od kołyski! A moja pamięć sięga bodajże wieku czterech, czy trzech lat. Od tego czasu różnie między nami bywało. Raz miałyśmy lepsze dni naszej znajomości, a raz gorsze. Przez jakiś czas nawet zerwałam tak bliską znajomość. Choć, szczerze powiedziawszy - z biegiem czasu- zaczęłam się zastanawiać, po co to zrobiłam. Fakt, lata mijają, a dopiero po jakimś czasie analizujemy przeszłość i dochodzimy do wniosku, że wiele rzeczy robiliśmy pod wpływem jakiegoś beznadziejnego impulsu. Staraliśmy się być spontaniczni, nie ograniczać się i inne tym podobnym bzdury. Ja wiem jedno - ta znajomość jest inna niż te, które teraz zawieram. My już tak doskonale się znamy, a wciąż Gumiś mnie porządnie szokuję! Pod koniec gimnazjum ponownie się do siebie zbliżyłyśmy bardziej. Przez liceum - te dwa lata, które minęły - wielokrotnie rozmawiałyśmy, choć przestało to być coś wykraczające poza wspólną jazdę autobusem i kilka minut rozmowy na przystanku. Nie wiem jak będzie w przyszłym roku, za pięć czy dziesięć lat. Zobaczymy, wszystko okaże się, kolokwialnie mówiąc, w praniu.
Właśnie jestem bliska ukończenia mojej drugiej powieści. Pierwsza nie nadaję się do niczego, a nawet uważam, że nie przedstawiłam w niej wszystkiego co chciałam. Sądzę, że ona nie nadaję się do upubliczniania - jest dla mnie bardzo osobista. Pisarze zwykle mają sentyment do pierwszych powieści. Dlaczego? Naturalnie, bo są pierwsze. I zawsze nimi będą! Bez względu na to ile by nie wydał książek w przyszłości, ta pierwsza zawsze będzie debiutem. Czy ja chcę zadebiutować na rynku pisarskim? Zadaję sobie to pytanie każdego dnia. Każdego dnia rozpatruję wszystkie za i przeciw, a wciąż się waham. Mam masę wątpliwości. Nie wiem, czy mam wystarczający talent, czy wszystko przedstawiłam w taki sposób, żeby czytelnik zrozumiał mój tok myślenia, nie wiem, czy powieść jest wystarczająco dobra. Bo chciałabym stworzyć w swoich życiu dzieło, które zapisałoby się na zawsze w historii. Wtedy, mogę dać sobie spokój z pisaniem! Po prostu chcę dobrze pisać! Chcę, żeby ktoś, kto czyta moje wypociny miał dreszcze, żeby każda strona coraz bardziej go zaskakiwała, a na sam koniec, czuł, że zgłupiał totalnie. Hm... daj Boże, całe życie przede mną! Mam nadzieję, że stworzę kiedyś coś tak wspaniałego i to nie raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz