piątek, 22 listopada 2013

holocene.


'To paskudna sprawa być dorosłym. A karuzela nigdy nie przestaje się kręcić. Nie możesz wysiąść...'

Lubię filmy. Jestem pasjonatką, fascynatką, dziwną osóbką, która nie rozróżnia świata rzeczywistego od kinematograficznych bredni. Każda sytuacja po części mnie bawi, bo udowadnia, że najlepsze scenariusze pisze życie, że filmy, których fabuła przypominała zdarzenia z mojego życia, bądź życia moich przyjaciół, powstały bo wcześniej ktoś już to przeżył. Właśnie, czas przeszły - przeżył. Czasem opowiadam coś komuś z wielkim entuzjazmem i wspominam "to był w tym i tym filmie, z tym i tym aktorem, tam w ten i w ten sposób się to rozwiązało". Oczywiście, wątpię, że moje problemy rozwiążą się w ten sam sposób co problemy bohaterów -jakby nie patrzył, wciąż- wyimaginowanych historii. Scenografia oddziałuje na mnie niesamowicie. Piękno świata zewnętrznego sprawia, że w środku wciąż tli się maleńka iskierka optymizmu. Skąd on u mnie się bierze? Nie mam pojęcia. Idąc ulicą spoglądam przed siebie i napawam się. Chłonę całym ciałem, każdym porem, każdą cząstką siebie wilgoć powietrza, nostalgicznie opadającą w dolinę mgłę, szare niebo i jedynie maleńkie prześwity słońca, chłonę złote liście, leniwie szumiące, poruszane chłodnym wiatrem. Chłonę życie takim jakie jest, cieszę się z każdego drobnego szczęścia, które mnie spotyka, wszelkie smutki od razu porzucam i idę przed siebie, bo mam cel, bo chcę go zrealizować. Co dalej? Usta spierzchnięte zaciskają się jeszcze mocniej niż zwykle. Jestem silna. Mam w sobie siłę. Pozytyw.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz