'Jeśli zawsze podążasz do następnego momentu, co się dzieje w tym, w którym właśnie jesteś?'
Ostatni wpis - po wielokrotnym przeczytaniu i przeanalizowaniu każdego słowa - był co nieco dramatyczny. Tak, wydaje mi się, że to słowo doskonale opisuje jak się wtedy czułam. Nadszedł
TEN czas. Upragniony dla każdego, kto startuje na studia -
listy rankingowe. Sprawdziłam swoje pozycje i muszę przyznać zupełnie szczerze, że pierwszą reakcją był śmiech. Po prostu rozbawiło mnie to. Może któraś klepka uciekła, albo nie wszystko odpowiednio styka tam pod kopułą, ale zareagowałam zwykłym rozbawieniem. Choć pod przykrywką osoby wyluzowanej, mającej wszystko gdzieś, obojętnej na wiele rzeczy, kryje się tak naprawdę osoba krucha, delikatna i niezwykle wrażliwa, do której pewne sprawy docierają z niewielkim opóźnieniem. To opóźnienie nastąpiło dzisiejszego popołudnia. Ckliwa historyjka już wypisz wymaluj w głowie ułożona, piękne tło dla zdarzenia utkane z nici wspomnień, ale żadne słowa w rzeczywistości nie potrafią opisać jak się poczułam.
Bodziec. Wystarczy jeden mały - właściwie nie taki znowu mały, ale to szczegół - bodziec, który spowoduje jakieś zwarcie, namąci w głowie i poustawia klepki na odpowiednie miejsce, dając im do zrozumienia, że będąc w obecnym stanie najbardziej krzywdzą siebie. W ostatnich dniach miałam bardzo dużo czasu na przemyślenia. Wieczne poszukiwanie jakiejkolwiek formy zatrudnienia, pusty dom, w którym każde słowo odbija się echem, przyjaciele wyjeżdżający na wakacje, osamotnienie, to wszystko sprzyja przejściu na zupełnie inny poziom. Ja w pewnym momencie nie bardzo byłam świadoma tych myśli, po prostu były, przychodziły, odchodziły i znów przychodziły. Potrafiłam robić zupełnie prozaiczne rzeczy lecz myślami wędrować do zdarzeń sprzed kilku miesięcy. Tak, potrzebowałam tego. Przemyślenia. Przeżycia każdej chwili na nowo, zastanowienia, zadania sobie pytania - czy było warto? Czy warto było poświęcić największe marzenie, jakie kiedykolwiek się zrodziło w tej idealistycznej główce, dla zaledwie maleńkiego odchyłu od normy, dla chwilowej nadaktywności mięśnia sercowego? Otóż, wniosek był prosty - nic nie dzieje się bez przyczyny. Choć może to znowu moje idealistyczne, naiwne teorie, nie poparte żadnymi faktami, argumentami. Mimo wszystko, wierzę w to, że wszystko co się nam przydarza, dzieje się w jakimś celu. Czegoś nas uczy, coś udowadnia, pokazuje, że życie jest czarne i białe. Punkt kulminacyjny nadszedł właśnie dziś. Kiedy to postanowiłam sprawdzić listę na Uniwerku w Łodzi. Uświadomiłam sobie jak spieprzyłam, jak zawaliłam na całej linii i jak bardzo żałuję, że podeszłam do tego tak beztrosko, choć wiedziałam doskonale, że potrafię dać z siebie wszystko i napisać jak najlepiej, ja, nie wiedzieć czemu, zadziałałam odwrotnie. Może świadomość tego, że i tak w sumie dawałam sobie rok "jakby co", i nie byłam nawet gotowa na rozpoczęcie studiów. Bo psychiczne przygotowanie było na poziomie zerowym. W pierwszej chwili, kiedy zobaczyłam tą listę, poczułam straszny żal do siebie samej. Kiedy widziałam inne nie działało to na mnie jak ta. Tu była zupełnie inna sytuacja. Oczywiście, łzy napłynęły mi do oczu, a siarczyste przekleństwa sypnęły się z ust. Ale zacisnęłam pośladki, otarłam łzy i udało mi się obrócić ten żal w motywacje. Bibliografia prawie cała zebrana w domu. Ciekawe książki, którymi będę żywić swój umysł przez najbliższy czas. Ale jestem gotowa. Zupełnie inaczej niż rok temu. Z inną świadomością. Fakt, trochę się boję, bo zawsze jakiś maleńki strach siedzi za uchem i podszeptuje, jakie to straszne rzeczy mogą się przytrafić. Mimo to, walczę, bo najważniejsze to się nie poddawać, kiedy gra jest warta świeczki. Mam nadzieję, że motywacja zostanie ze mną na dłużej. A na razie - ku własnej niesamowitej uciesze - delektuję się pierwszymi odcinkami "Chirurgów". See ya!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz