'Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.'
Dlaczego łzy napływają mi do oczu i spływają po policzkach co sekund parę? Z wielu powodów. Nie wiem co ja w ogóle robię ze swoim życiem. Czuję, że wciąż balansuję na tej krawędzi i nadal jestem bliższa upadkowi niż wzlotowi. Coraz bardziej się staczam, a gdy udaje mi się zrobić krok w przód, dwa lecą do tyłu. Zerwałam z Nim. Skończyłam to. To nie było to czego szukałam, a On chyba w ogóle niczego takiego nie szukał. Kiedy wczoraj rozmawialiśmy czułam, jakby serce miało mi za chwilę wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej. Tego właśnie chciało. Nie rozumiem jak mogę Go tak bardzo kochać. Wciąż, nieprzerwanie, pomimo całego bólu jaki mi sprawił, kochać Go tym moim beznadziejnie głupim i naiwnym serduchem. Pomimo jego braku zaangażowania, obiecywania gruszek na wierzbie i udowadniania mi co chwilę, że jednak nie jestem taka "mądra, fajna, ładna etc". A może to tylko łzy żalu, spowodowane tylko i w wyłączności, tym, jak bardzo się zawiodłam, tym, że dałam z siebie wszystko, a otrzymałam w zamian jedno wielkie nic. I myślę tak sobie, czemu ja płaczę. I przed chwilą nawet zastanawiałam się, czemu to skończyłam, i znowu zaczęły napływać złudzenia, że może On się zmieni, że może by się ułożyło, że może On jednak mnie kocha. Ale wiem, że tak nie będzie. On się nie zmieni, bo mnie o tym uprzedził nawet. Ułożyć się może ułoży, ale każdemu z nas z osobna. Kochać.. nie wiem czy kiedykolwiek kierując te słowa do mnie wiedział co to w ogóle oznacza i czy było to szczere wyznanie. Jedno jest pewne, jakiś etap swojego życia zakończyłam z wielkim hukiem, bo o studiach w tym roku mogę tylko pomarzyć, tak więc emocjonalnie nastawiam się na przyszły rok. Tylko czemu wciąż myślę o Nim. Że będzie mi brakować tych wieczornych rozmów, jego dosyć dziwnego poczucia humoru i innych drobnostek. Ale w sumie, szala została przechylona, a rzeczy istotne były po stronie przeważającej, a raczej ich brak. Muszę odbić się od dna i znowu nabrać powietrza. Zmotywować się maksymalnie i dać z siebie wszystko w tym roku. Cóż, powtórka z rozrywki wcale się nie uśmiecha, ale za głupotę się płaci. Cena jest wysoka, dlatego się nie poddam i będę walczyć dalej. Miejmy nadzieję, że nie braknie mi sił i, że uda mnie się zapomnieć o Tb jak najszybciej.
Dlaczego łzy napływają mi do oczu i spływają po policzkach co sekund parę? Z wielu powodów. Nie wiem co ja w ogóle robię ze swoim życiem. Czuję, że wciąż balansuję na tej krawędzi i nadal jestem bliższa upadkowi niż wzlotowi. Coraz bardziej się staczam, a gdy udaje mi się zrobić krok w przód, dwa lecą do tyłu. Zerwałam z Nim. Skończyłam to. To nie było to czego szukałam, a On chyba w ogóle niczego takiego nie szukał. Kiedy wczoraj rozmawialiśmy czułam, jakby serce miało mi za chwilę wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej. Tego właśnie chciało. Nie rozumiem jak mogę Go tak bardzo kochać. Wciąż, nieprzerwanie, pomimo całego bólu jaki mi sprawił, kochać Go tym moim beznadziejnie głupim i naiwnym serduchem. Pomimo jego braku zaangażowania, obiecywania gruszek na wierzbie i udowadniania mi co chwilę, że jednak nie jestem taka "mądra, fajna, ładna etc". A może to tylko łzy żalu, spowodowane tylko i w wyłączności, tym, jak bardzo się zawiodłam, tym, że dałam z siebie wszystko, a otrzymałam w zamian jedno wielkie nic. I myślę tak sobie, czemu ja płaczę. I przed chwilą nawet zastanawiałam się, czemu to skończyłam, i znowu zaczęły napływać złudzenia, że może On się zmieni, że może by się ułożyło, że może On jednak mnie kocha. Ale wiem, że tak nie będzie. On się nie zmieni, bo mnie o tym uprzedził nawet. Ułożyć się może ułoży, ale każdemu z nas z osobna. Kochać.. nie wiem czy kiedykolwiek kierując te słowa do mnie wiedział co to w ogóle oznacza i czy było to szczere wyznanie. Jedno jest pewne, jakiś etap swojego życia zakończyłam z wielkim hukiem, bo o studiach w tym roku mogę tylko pomarzyć, tak więc emocjonalnie nastawiam się na przyszły rok. Tylko czemu wciąż myślę o Nim. Że będzie mi brakować tych wieczornych rozmów, jego dosyć dziwnego poczucia humoru i innych drobnostek. Ale w sumie, szala została przechylona, a rzeczy istotne były po stronie przeważającej, a raczej ich brak. Muszę odbić się od dna i znowu nabrać powietrza. Zmotywować się maksymalnie i dać z siebie wszystko w tym roku. Cóż, powtórka z rozrywki wcale się nie uśmiecha, ale za głupotę się płaci. Cena jest wysoka, dlatego się nie poddam i będę walczyć dalej. Miejmy nadzieję, że nie braknie mi sił i, że uda mnie się zapomnieć o Tb jak najszybciej.
przytulam mocno!
OdpowiedzUsuńdziękuję mocniej! przytuleniem nigdy nie pogardzę, a tym bardziej w takim momencie;)
UsuńWiem, że to może mało pocieszające, ale jak szykujesz się na przyszły rok, to będziemy mogły się wzajemnie motywować. :)
OdpowiedzUsuńPóki co, również przytulam, choćby wirtualnie. Łzy czasami dobra rzecz.
Dzięki :) tak, szykuję się i to już na 100%. Więc jak coś wzajemna motywacja jak najbardziej mile widziana ;) może nawet się okaże, że będziemy razem studiować w przyszłości, kto wie, kto wie:) Miło jednak mieć choćby to wirtualne wsparcie.
UsuńDziękuję za komentarz u mnie i jakieś tam słowa pocieszenia (chociaż ten fragment, że będzie tylko gorzej nie był zbyt pocieszający xD). Mam nadzieję, że będzie dobrze. A w każdym razie sama zrobię wszystko by tak było.
OdpowiedzUsuńCzy ja dobrze zrozumiałam, że przez chłopaka straciłaś rok studiów? Boże, jeśli tak to polecam książkę "dlaczego mężczyźni kochają zołzy" - pochłania się ją w jeden wieczór, a myślę że każda coś z niej wyciągnie, mimo dość dziwnego tytułu. Trzeba przede wszystkim stawiać na siebie, to jest główny przekaz tej książki.
Trzymaj się, raz na wozie, raz pod wozem.
nikomu-nie-mow.blogspot.com
Można tak powiedzieć, że przez chłopaka. Choć szukanie winnego, czy próby wytłumaczenia 'dlaczego matura poszła tak kiepsko' jest raczej głupotą. Wiadomo, wszystko zależało ode mnie, od mojej ciężkiej pracy (której niestety zabrakło) i od mojej samodyscypliny (z nią również był niemały problem). Jedno jest pewne - zauroczenie w takim momencie nie pomogło, choć On próbował motywować, działało to wręcz na odwrót. Jakby nie patrzył, mogłabym tak szukać i szukać powodów czemu straciłam tą szansę, ale prawda jest taka - i nie ma co się oszukiwać - że wina leży po mojej stronie. Nic, trzeba wziąć się w garść i coś wynieść z tej sytuacji, a mianowicie dokładnie to co napisałaś "Trzeba przede wszystkim stawiać na siebie..." A jeśli chodzi o słowa pocieszenia, wybacz, chyba straciłam umiejętność pocieszania, na rzecz brutalnej wręcz prawdy ;) Choć mnie ta prawda np pociesza i motywuje, także, może zależy z jakiej perspektywy spojrzeć ;D
UsuńWiem, że to słabe pocieszenie, ale... może dzięki temu, że się rozstaliście łatwiej Ci będzie znaleźć sobie siłę do realizacji własnych marzeń i celów? Tak było w moim przypadku, kiedy zawiodła mnie ważne osoba, zaparłam się, że osiągnę to czego chcę i nic mi nie przeszkodzi, życzę kciuki, żeby u Ciebie było podobnie! Chociaż teraz ta sytuacja boli na pewno...
OdpowiedzUsuń