piątek, 4 stycznia 2013

i won't do that.

'Czułem się jak pływak na pełnym morzu, było wspa­niale, póki poz­wa­lałem nieść się słowom, ale kiedy próbo­wałem zgłębić ich znacznie, na­tychmiast tonąłem. '





Tyle czasu powstrzymywałam się od napisania tej notki. Wmawiałam sobie, że nie mogę, że nie chcę, że dam sobie radę z tym wszystkim bez spisywania myśli. Nie udało się. Może jednak nie jestem aż tak silna.
Przenieśmy się więc w czasie kilka dni wstecz. Sylwester. Spędzam go na domówce u Tb - mojego partnera na studniówkę. Wszyscy są przekonani, że jestem u D - pamiętacie D, wspominałam o niej już wcześniej; jedyna osoba, która jeszcze ze mną wytrzymuje- i początkowo byłam, to fakt. A nawet nie bardzo chciało nam się gdziekolwiek iść. Mimo to poszłyśmy. Czy żałuję? Hm.. To tak jakby zapytać oswobodzonego człowieka, będącego wcześniej długie lata w niewoli, czy żałuję, że odzyskał wolność. Dobrze się bawiłam. Poznałam na prawdę świetnych ludzi, a nawet dziewczynę, która jest na farmacji na ŚUM-ie i ma zamiar startować w tym roku na medycynę. Dogadałyśmy się, to fakt. W sumie, to myślałam, że ja dużo mówię. Jeśli ja dużo mówię, to dla niej nie ma skali, w której można by to z wymiarować. Dowiedziałam się tego wieczora np., że świetnie tańczę i byłam zszokowana, bo wszyscy faceci, którzy tam byli chcieli ze mną tańczyć. I takie drobne pytanie - po części do siebie raczej - czy ja na serio tak dobrze tańczę? Mniejsza o to. Na moje nieszczęście przez większość czasu kiedy tylko usiadłam "zabawiał" mnie Uo. Strasznie męczący człowiek. Podchmielony i to porządnie. Ale słuchałam go i rozmawiałam z nim. Dlaczego? Wydawał mi się być strasznie nieszczęśliwy. Jakby faktycznie wszystkie smutki topił w kieliszku. Co doprowadziło mnie do totalnego stanu zdziwienia, Tb ciągle patrzył na nas z zazdrością - i nie, nie wymyśliłam sobie tego - wkurzał się na Uo i nie krył wcale tego, mówił na głos co o tym myśli. Pomińmy wszystkie dziwności, jak np. opowieść o wygranej czajnika w zawodach pływackich przez jednego z poznanych tego wieczora kolesi, kota-giganta, któremu niewiele brakowało, a nie mógłby się ruszać i potrzebowałby deskorolki, co by mógł się na niej poruszać, czy chomika po przejściach, który przeżył już pierwszego kaca w swoim życiu (biedaczek). I przechodzimy do sedna. Później wszystko działo się tak szybko. Nie doszło do niczego wielkiego, nie myślcie sobie o nie wiadomo czym. Ale... Byłam szczęśliwa i chciałam zatrzymać czas, i zostać tam, wtulona w Tb, słuchając jego głosu szepczącego coś do siedzących obok nas D i J (J-kumpel D). Czemu czas nie stanął? Następnego dnia po południu musiałam wrócić do nudnej rzeczywistości. Rano, kiedy ogarnęłyśmy się z D wróciłyśmy do Tb, z myślą o pomocy mu w ogarnięciu mieszkania przed powrotem rodziców. Zostałyśmy zaproszone, więc skorzystałyśmy. No i tym sposobem pobyłyśmy sobie na after party. Uo znowu próbował się do mnie przystawiać, ale na szczęście wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że niestety, może sobie pomarzyć. Jak podsumował to Tb kiedy po raz setny mówił Uo co o nim myśli i tym jak się zachowuje ? "No co? Muszę teraz chronić swoją kobietę". Troszeczkę zastanawiające, co? Albo właśnie bardzo oczywiste. W sumie, nie rozbieram już włosa na czworo, bo nie ma sensu. Było fajnie, dobrze się bawiłam i mam nadzieję, że przeżyję jeszcze kiedyś takie coś. A co ma być to będzie.
Ogólnie, ciągle krąży za mną to cholerne choróbsko. Nie mogę się za Chiny Ludowe wyleczyć raz a porządnie! Rozmyślam nad zrezygnowaniem z korków z biologii. Widzę i wiem, że Rodzicom i tak jest bardzo ciężko z kasą, także, chciałabym zaoszczędzić im niepotrzebnych wydatków. Tylko czy podołam sama z tym wszystkim? Czy będę miała na tyle motywacji? Bo z nią coraz ciężej. Jak wcześniej była wielka, niesamowita, dodająca skrzydeł, teraz, ledwie tli się gdzieś tam pomiędzy neuronami. Próbuję, przekonuję się, że będzie dobrze, bo być musi, ale coraz częściej myślę, że chciałabym dostać się na cokolwiek i coraz bardziej luzacko podchodzę do medycyny. Moje marzenie powoli się sypie. Obym miała na tyle sił, by mu sprostać do końca, raz a porządnie. No nic, 23:23 właśnie mija powolutku, a ja próbuję wmówić sobie, że gula w gardle wcale nie jest jakimś stanem zapalnym i, że jest wszystko w porządku. Trzeba iść spać. Wyspać się i może jutro uda się coś zdziałać. Trzymajcie kciuki;)



5 komentarzy:

  1. nie ma mowy o tym by medyczne marzenie rozpłynęło się jak bańka mydlana! nie ma takiej opcji i już ;) zobaczysz, że jeszcze znajdziesz siły, a w zasadzie motywacja sama do Ciebie wróci ;)

    no i gratulacje udanego sylwka ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki;) Na szczęście to była tylko ulotna melancholia i już dzisiaj wstałam pełna sił, i zapału do pracy. I jestem usatysfakcjonowana, bo zrobiłam dziś wszystko to, co sobie zaplanowałam. Pozbierałam się:)

      Usuń
    2. Ja rowniez gratuluje udanego sylwestra i zycze szczescia. Nie rezygnuj z medycyny, mi tez sie ona marzy i czytajac Twojego bloga sie mobilizuje do dzialania. Wielkie dzieki :)

      Usuń
    3. Miło przeczytać, że kogoś mobilizuję do działania;) Będę kontynuować:)

      Usuń
    4. Bardzo się cieszę :)

      Usuń