"Ludzie mający charakter postępują właściwie nie dlatego, że myślą, że zmienią przez to świat, lecz dlatego, że nie godzą się na to, by świat ich zmienił."
Michael Josephson
Żyjemy w świecie wiecznych złudzeń. Nie godzimy się z tym co przynosi nam życie, lecz walczymy z wiatrakami. Czuje, że walczę, prowadzę wieczną bitwę o wolność, o własne przekonania. Ciężki to bój, przyznam, często przerasta mnie. Mam wrażenie, że wszystko jest w porządku, to czego potrzebuje, co chce, jest w zasięgu mojej ręki. Nie ma nic bardziej mylnego. Na świecie praktycznie nie ma rzeczy pewnych. Pragnę uciec, zniknąć, zmyć się, żyć sobie gdzieś na odludziu, nie musieć doświadczać tego, czego doświadczam. Z drugiej strony, są to doświadczenia przyprawiające o utrzymujący się niebezpiecznie wysoko poziom endorfin. Mam dość, w sensie tym, że jestem zmęczona, ta walka pochłania więcej energii niż to wszystko jest warte. Mam syndrom człowieka zawieszonego - pomiędzy światem licealnym, a studenckim, gdzie przerywnikiem jest prawdziwe dorosłe życie - praca. Bardzo to trudne, bo spotykając znajomych, czy nawet jeżdżąc do pracy czuje się potwornie staro, bo wszyscy inni jadący to takie dzieciaczki, co ledwie z pieluch wyrosły. A w pracy natomiast jest wręcz na odwrót. Mam wrażenie, że nikt nie traktuje mnie poważnie, może przez moje usposobienie. Niestety, tego nie zmienię, po prostu uwielbiam się śmiać, ironizować i żartować. Czy coś w tym złego? Jednak wolałam jak ludzie z pracy nie wiedzieli ile mam lat, czy czego chce od życia. Wszystko było znacznie prostsze. Teraz natomiast jestem chyba co nieco dziwnie odbierana. Rozumiem, jestem bardzo młoda, ale żeby tak generalizować i od razu zakładać, że jak się ma tych dziewiętnaście lat, to jest się gówniarzem, który nic nie kuma, myśli tylko o zabawie i różowych kucykach (tu chyba jakaś pomyłka, nie mam TRZYnastu a DZIĘWIĘTnaście lat). Nie wiedziałam, że to przez pryzmat wieku powinno się oceniać ludzi, sądziłam, że raczej dojrzałość emocjonalna wskazuje na rzeczywistą dorosłość danej osoby, a nie cyferki w dowodzie. Po prostu się zawiodłam i poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie mam ochoty na podniecanie się przeżyciami dni, które minęły. Nie mam ochoty myśleć, rozpamiętywać, zastanawiać się. Ale nie mogę. Po prostu nie mogę przestać, to jakiś głupi automatyzm się włącza człowiekowi i wiadomo, że już koniec. Czy rzeczywiście przyciągają się tylko przeciwieństwa? Moim zdaniem to bezsens, bo czy serio ludzie pod jakimiś względami podobni do siebie w pewnym momencie znudziliby się sobą? Może tak, może nie, nie wiem jak się ustosunkować. Jestem zmęczona, chce mi się spać. A wczoraj był tak cudny wieczór i do południa humor mi się utrzymywał. Teraz podziękuję. Zgłupiałam po prostu, totalnie zgłupiałam. Także, nie potrzebuję tego w tym momencie, nie potrzebuję go.. Nie chcę. Mam tak wiele własnych spraw na głowie,że to nimi się muszę zająć, bo naprawdę, nie chcę powtórki z rozrywki. Ale na prawdę nie spodziewałam się takich słów z Tych ust. Zabolało. Żegnaj. Wracam.
Michael Josephson
Żyjemy w świecie wiecznych złudzeń. Nie godzimy się z tym co przynosi nam życie, lecz walczymy z wiatrakami. Czuje, że walczę, prowadzę wieczną bitwę o wolność, o własne przekonania. Ciężki to bój, przyznam, często przerasta mnie. Mam wrażenie, że wszystko jest w porządku, to czego potrzebuje, co chce, jest w zasięgu mojej ręki. Nie ma nic bardziej mylnego. Na świecie praktycznie nie ma rzeczy pewnych. Pragnę uciec, zniknąć, zmyć się, żyć sobie gdzieś na odludziu, nie musieć doświadczać tego, czego doświadczam. Z drugiej strony, są to doświadczenia przyprawiające o utrzymujący się niebezpiecznie wysoko poziom endorfin. Mam dość, w sensie tym, że jestem zmęczona, ta walka pochłania więcej energii niż to wszystko jest warte. Mam syndrom człowieka zawieszonego - pomiędzy światem licealnym, a studenckim, gdzie przerywnikiem jest prawdziwe dorosłe życie - praca. Bardzo to trudne, bo spotykając znajomych, czy nawet jeżdżąc do pracy czuje się potwornie staro, bo wszyscy inni jadący to takie dzieciaczki, co ledwie z pieluch wyrosły. A w pracy natomiast jest wręcz na odwrót. Mam wrażenie, że nikt nie traktuje mnie poważnie, może przez moje usposobienie. Niestety, tego nie zmienię, po prostu uwielbiam się śmiać, ironizować i żartować. Czy coś w tym złego? Jednak wolałam jak ludzie z pracy nie wiedzieli ile mam lat, czy czego chce od życia. Wszystko było znacznie prostsze. Teraz natomiast jestem chyba co nieco dziwnie odbierana. Rozumiem, jestem bardzo młoda, ale żeby tak generalizować i od razu zakładać, że jak się ma tych dziewiętnaście lat, to jest się gówniarzem, który nic nie kuma, myśli tylko o zabawie i różowych kucykach (tu chyba jakaś pomyłka, nie mam TRZYnastu a DZIĘWIĘTnaście lat). Nie wiedziałam, że to przez pryzmat wieku powinno się oceniać ludzi, sądziłam, że raczej dojrzałość emocjonalna wskazuje na rzeczywistą dorosłość danej osoby, a nie cyferki w dowodzie. Po prostu się zawiodłam i poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Nie mam ochoty na podniecanie się przeżyciami dni, które minęły. Nie mam ochoty myśleć, rozpamiętywać, zastanawiać się. Ale nie mogę. Po prostu nie mogę przestać, to jakiś głupi automatyzm się włącza człowiekowi i wiadomo, że już koniec. Czy rzeczywiście przyciągają się tylko przeciwieństwa? Moim zdaniem to bezsens, bo czy serio ludzie pod jakimiś względami podobni do siebie w pewnym momencie znudziliby się sobą? Może tak, może nie, nie wiem jak się ustosunkować. Jestem zmęczona, chce mi się spać. A wczoraj był tak cudny wieczór i do południa humor mi się utrzymywał. Teraz podziękuję. Zgłupiałam po prostu, totalnie zgłupiałam. Także, nie potrzebuję tego w tym momencie, nie potrzebuję go.. Nie chcę. Mam tak wiele własnych spraw na głowie,że to nimi się muszę zająć, bo naprawdę, nie chcę powtórki z rozrywki. Ale na prawdę nie spodziewałam się takich słów z Tych ust. Zabolało. Żegnaj. Wracam.
Chyba potrzebujesz dobrego resetu. Albo mocnego zdystansowania się do tego, co Cię otacza. Bo przez Twój tekst przebija taka straszna rezygnacja(?) i wyczerpanie. Chyba.
OdpowiedzUsuńMnie w takich chwilach pomaga chociażby spacer ze słuchawkami na uszach. I chwila samotności by poukładać sobie w głowie otaczający świat. ;] Gdy to nie wystarczy sięgam po mocniejsze środki :P
Hmmmm myślę, że i reset i zdystansowanie to to czego potrzebuję w tym momencie najbardziej. Nie jest aż tak strasznie, jak można by myśleć przez ten tekst. Fakt, kiedy przeczytałam go dzisiaj po raz wtóry, a oddalony od dnia napisania go stwierdziłam, że jest już co nieco nieaktualny. Trochę zawiły, bo pisałam co mi w duszy gra i przeplotłam życie uczuciowe z zawodowych i z nauką. Prawda jest taka, że dystans, to właśnie to co bardzo szybko udało mi się osiągnąć :)) Mój sposób to dobry psychohiho film wieczorną porą z kubkiem gorącej herbatki z sokiem malinowym;) plus do tego dochodzi nie opuszczający mnie ostatnimi czasy pozytyw^^ mocniejsze środki były wcześniej, teraz w trochę inne poszłam;p Nie sądziłam nawet, że tak udało mi się przedstawić swój stan. Trochę rozpiera mnie duma, przyznam, a trochę przestrach, bo tekst mógł zostać różnorako zrozumiany. Jedna jest najprawdziwsza prawda- to co pisałam w tamtym momencie było moimi najsilniejszymi odczuciami.
UsuńUff... Miło usłyszeć, że jest lepiej, bo aż się zmartwiłam! :)
Usuń